|
Gdybania o Anakinie
Nie jestem psychologiem. Nigdy nie uznawałem się za znawcę ludzkich myśli, uczuć, pragnień. Nie uznawałem się za Ducha świętego, ani Inkwizytora (choć do tego było mi najbliżej). Wydaje się pytaniem naturalnym: więc po jaką cholerę się nad tym zastanawiasz? Po to, byście się trochę pomęczyli czytając moje, niepoparte żadnymi badaniami, czy konkretną wiedzą, luźne tezy. Bo ja lubię męczyć ludzi.
Dobra, wstęp mamy za sobą.
Trudność w ocenie zachowania młodego Anakina Skywalkera polega na całym kalejdoskopie uczuć, powodów, którymi się kierował. Są w nich dobre, złe, ale w zasadzie wszystkie są niejednoznaczne. Rozkładać jego motywacje na czynniki pierwsze może się wydawać bezcelowym. I właśnie dlatego to zechcę zrobić. Bo może jednak jest w tym odrobina sensu? A może sedna sprawy trzeba szukać u samych korzeni? Popiszemy, zobaczymy.
Zacząć należałoby od samego początku, czyli od dzieciństwa na piaszczystej planecie Naboo. Pierwsza rzecz wpływająca na niego to brak ojca. Młody chłopak nie ma podstawowego autorytetu w tym okresie. Nie może nawet za nim tęsknić, bo nigdy go nie było. Nigdy nie był trzymany szczególnie mocną ręką, brak mu było posłuchu i dyscypliny. Brak tego najbardziej oczywistego wzorca musiał się odbić na życiu Anakina – to nie mogło być bez znaczenia. Nie bez znaczenia był również fakt, że Anakin powstał z Mocy. Gdyby miał za ojca normalnego człowiek, z krwi i kości, nie byłby tak potężny. A jego potęga była dla niego ciężarem nie do udźwignięcia w relacjach z Obi-Wanem.
Jego relacje z matką były szczególne. Miał on tak naprawdę pewne cechy maminsynka. Z braku ojca, całą swoją miłość i przywiązanie skupiał właśnie na matce, co wydaje się w takiej sytuacji dość naturalne. Pojawienie się Jedi skomplikowało tę relację. Musiał on bowiem, w końcu w młodym wieku, rozstać się z najbliższą mu osobą. Wszystko mu się wywróciło do góry nogami, wszystko stało się niezwykle szybko. Stał ze zniewolonego wolny, opuścił matkę, zyskał kogoś, kto może mógłby mu zastąpić ojca, a który niezwykle szybko zginął – Qui-Gona. A potem musiał udźwignąć kolejną stratę – nie zdołał uratować w porę uratować matki, widział jej śmierć. Nie za dużo jak na jednego młodego człowieka? Może i już za dużo, ale to przecież nie był koniec jego tragedii.
Zostaje mu Obi-Wan, który podejmuje się jego szkolenia i który szybko stracił u niego jakikolwiek autorytet. Z bardzo prostej przyczyny – był on od Anakina słabszy, a to młodego Skywalkera denerwowało, urągało jego dumie, powodowało jego bezmyślność, zwiększało butę, pchało ku ciemnej stronie mocy. Jego relacje z młodym mistrzem były pełne wzajemnych pretensji, kłótni, niezrozumienia. Obi-Wan bardzo się starał, nie był w stanie jednak zapanować nad mocniejszym uczniem. Bo któżby był?
Następnym problemem w jego złożonej psychice była miłość do Padme. Zagrożenie stratą miłości, jednoczesne wyrzuty sumienia z powodu złamania kodeksu Jedi, konflikt wartości – ach, jak trudno było to udźwignąć młodemu Skywalkerowi! To tylko spotęgowało gniew (pierwszy jego napad miał miejsce przy śmierci matki), jaki w nim tkwił. Nie dał sobie z tym rady. Podstawowym problemem Anakina była olbrzymia potęga Mocy i słaba psychika. Chociaż nie wiem, czy można mówić o słabej psychice w kontekście takich problemów i takich zagrożeń.
Czytam ten tekst i widzę, że doszedłem do banalnego wniosku. Gdyby sytuacje były inne, sprawy potoczyłyby się inaczej. Można to odnieść do każdego człowieka i każdej sprawy. Po co więc była ta praca? A pomęczyliście się trochę? Jeśli tak, to cel osiągnąłem :).
Dudek. |
komentarz[8] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Anakin - co by było, gdyby..." |
|
|
|
|
|
|